niedziela, 28 grudnia 2008

Święta, święta i już po


W środę byłą u nas cała rodzinka, na kolacji wigilijnej, którą przygotowała mama. Cały dzień był taki inny, świąteczny już od rana, mama puszczała kolędy i ciągle coś gotowała, a jakie były piękne zapachy :) Potem dekorowała stół, ustawiała talerze, a potem jak wstałam, to wystroiliśmy się wszyscy i czekaliśmy na gości. Jak już wszyscy przyszli, to po łamaniu się opłatkiem zasiedliśmy do stołu. Siedziałam grzecznie całą kolację i też troszkę kosztowałam. Był żurek z jaśkiem (jaśka zjadłam całkiem sporo) i grzybowa z makaronem (spróbowałam jeden makaronik) i barszczyk z uszkami z grzybkami, a potem kapusta z grzybami, rybka (karpik, dorsz, a dla mnie paluszki - mniam) z sałatką i kompocik (bardzo mi smakował). Po kolacji przyszedł czas na prezenty. Każdy coś dostał, ale i tak chyba ja najwięcej :) Dostałam książeczkę o pojazdach i misia i lalkę mówiącą i książeczkę z magnesami samochodami i szlafroczek żółty jak kaczuszka i zestaw: samochodziki z matą obrazującą drogę, znakami drogowymi oraz drzewkiem i plecaczek z Reksiem i aniołka i choinkę na świeczkę i jeszcze malutkiego aniołka i Mikołaja na szybę i słodycze :) A potem jeszcze na stole pojawiły się ciasta - dobry makowiec był i serniczek, a ja bawiłam się troszkę z rodzinką :)

Jak wszyscy poszli, to pomogłam mamie i tacie sprzątać i poszłam spać :)
W pierwszy dzień Świąt byliśmy u babci Joli i dziadka Jurka - znowu było dużo jedzonka i choinka :) Bo dziadkowie mają choinkę w domu, a nie tak jak my na balkonie.
Niestety podczas tego wyjścia, chyba się doprawiłam, bo teraz mam kaszelek i katarek i znowu gorzej się czuję :(
Dlatego w drugie Święto nie byliśmy u babci Ali i wujka Jarka, choć wujek miał urodziny. No i w ogóle siedzimy sobie we trójkę w domu, bo chorusiana jestem nadal.
Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieję, bo w wigilię spadł śnieg i chciałabym go zobaczyć na żywo, a nie tylko z okna i może pojeździć na sankach.

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Chora, chorusiana - szkarlatyna

No i stało się, moja pierwsze poważna choroba. W środę byłam z mamusia u lekarza, bo we wtorek w nocy dostałam wysokiej temperatury (41 stopni). Pani doktor zdiagnozowała anginę, dostałam dużo leków. Taka wysoka temperatura długo mnie trzymała - bardzo źle się czułam i chciałam ciągle być z mamą. A potem pojawiła się wysypka i dziś znowu byłam u pani doktor i okazało się, że mam szkarlatynę. Na szczęście nie mam już temperatury, ale i tak jestem słaba, nie mam apetytu, jestem marudna i nadal najlepiej jest u mamy!!!
A tak przy okazji, okazało się, że idą mi piątki, no to będę miała kompletne uzębienie:)

niedziela, 14 grudnia 2008

Odwiedziny cioci Ewy :)

Dzisiaj wpadła do nas ciocia Ewusia :) U niej też Mikołaj zostawił dla mnie prezent - lalę z nosidełkiem, majteczkami i butelką :) Ajna jest :P
Ciocia też jest ajna, robiła ze mną hopa i oglądała książeczki i rozmawiała ze mną :) A ja mogłam się popisać wszystkim co umiem :)

czwartek, 11 grudnia 2008

Z pamiętnika maminki - nocnik

No i chyba z pewnym sukcesem zakończyliśmy eksperyment nocnik ... Ale może od początku, całą akcję rozpoczęliśmy ponad 2 tygodnie temu. Dzień pierwszy - masakra, nie robiłam nic, tylko prałam majteczki, spodenki, skarpetki i myłam podłogę, no i mówiłam, tłumaczyłam, gdzie nocnik, do czego służy. Dzień drugi - coś zaskoczyło, jak pytałam małą czy chce "sisi", to siadała, czasem zawołała sama, czasem dopiero jak popuściła, zdecydowanie mniej prania :) Dzień trzeci - podobnie jak drugi. I od dnia czwartego zaczęły się schody ... mała nie chciała sikać na nocnik, nie tylko popuszczała,ale zwyczajnie sikała do majteczek, znowu tylko pranie i pranie ... No a ja matka, zamiast uzbroić się w cierpliwość, każdego dnia zastanawiałam się, czy nie odpuścić, czy nie przesadzam, czy nie za wcześnie na to, każdego dnia czytałam mnóstwo o treningu czystości, ale jakoś dalej trwałam. Minął tydzień ... kończył się tydzień drugi ... nagle, dosłownie z dnia na dzień, z godziny na godzinę, słyszę "sisi", idziemy do nocniczka, wszystko suche, nie ma prania, nie ma proszenia o siadanie na nocnik, mała sama chce i sama zaskoczyła o co biega!! Taki stan trwa już kilka dni, dziś dokładniej dzień 4. Nie nastawiam się na to, że już po kłopocie, wiem, że zdarzą się jeszcze wpadki, wiem, że czaka nas jeszcze odstawienie pieluch - a raczej pieluchomajtek - na czas spania nocnego i drzemki oraz na czas wyjścia na dwór, ale myślę, że to już pójdzie z górki, najgorsze za nami :)
I co mogę teraz sobie powiedzieć? No trzeba to było na spokojnie, to raptem były 2 tygodnie. Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość są drogą do sukcesu :)

środa, 10 grudnia 2008

Eksperyment nocnik - zdaje się, że mamy sukces :)

No i chyba w końcu wszystko robię tak jak rodzice chcieli, to znaczy, wołam "sisi" zanim zrobię coś w majteczki :) Korzystam z nocniczka już na całego i jestem z siebie dumna, a mama jaka zadowolona chodzi :)

niedziela, 7 grudnia 2008

Mikołaj


Wczoraj odwiedził mnie Mikołaj :) miał dla mnie słodycze :) troszkę się bałam tego Mikołaja i nie chciałam iść do niego na kolano, ale słodkości zabrałam :P
A popołudniu była babcia Ala i babcia Jola z dziadkiem Jurkiem, oni też spotkali gdzieś po drodze Mikołaja i przynieśli dużo słodyczy :)
Mikołajki są fajne :)

czwartek, 4 grudnia 2008

Nocnik i nie tylko

Od tygodnia jestem szkolona w temacie "nocnik" ... nie noszę już w ogóle pieluszek, tylko na spacerki i do spania, mama zakłada mi pieluchomajtki :) No i tak próbuję coś zrobić z tym sisi na nocnik, a idzie mi to różnie, bo zazwyczaj to zapomnę powiedzieć, że mi się chce i robię sisi na nocnik, jak mama wyczai, że bym chciała, albo popuszczę troszkę i dopiero wołam ... ale wokół jest tyle fajnych rzeczy, że nie sposób tak pamiętać o tym sisi i jeszcze o wołaniu, no ale mam nadzieję, że już niedługo opanuję to całkowicie i wszyscy będą ze mnie bardzo dumni :)

*****************
A w kwestii moich osiągnięć językowych, to ostatnio w moim słowniku znalazło się kilka nowych słówek i odgłosy nowych zwierzątek: baranka, krówki i kotka :)

Nowe łóżko na Mikołaja :)


W tym roku troszkę wcześniej dostałam prezent mikołajkowy, jest to prezent składkowy, od babci Joli i dziadka Jurka, babci Ali, wujka Jarka i babci Haliny ...
w poniedziałek rodzice pojechali do sklepu. A jak przyjechałam z nimi do domu, to w przedpokoju stał wielki karton, to było moje łóżko. Oczywiście musiałam je złożyć razem z tatusiem, bo ona sam nie dał by sobie rady :P

No a potem była przymiarka do tego łóżeczka. Mnie się ono bardzo podoba i bardzo wygodnie mi się w nim śpi :)
A skoro, to łóżko mi pasuje, to rodzice postanowili schować moje łóżeczko i przewijak i w związku z tym, we wtorek było u mnie w pokoju przemeblowanie. Oczywiście musiałam pomóc rodzicom składać łóżeczko :P
Teraz mam dużo więcej miejsca w pokoiku i w końcu wygląda on tak, jak powinien wyglądać pokoik prawie dwuletniej dziewczynki :)