Wczasy - dzień siódmy
Ten dzień zaczęłam od zabaw z sąsiadami :) Następnie pojechaliśmy do Wetliny. U nas była taka średnia pogoda, a tam lato, i upał ... Troszkę byliśmy niestosowanie ubrani, ale to nic. I talk ruszyliśmy na Jawornik. Ja mocno marudziłam, więc tato niósł mnie całą drogę na barana i całe szczęście, bo to była bardzo trudna trasa. Bardzo stroma, kamienista - mamusia sporo marudziła, że już nie może i że nie da rady ... Doszliśmy na taką polankę i "kawałek" przed szczytem, postanowiliśmy, że dalej nie idziemy, że wracamy. I zaczęliśmy schodzić - a to chyba też nie było łatwe, na szczęście, ja znowu byłam u taty na barana :) Ale jak doszliśmy do drogi, musiałam iść troszkę na nóżkach, na szczęście mama pożyczyła mi swój kijek i jakoś doszłam :)
Z Wetliny, wróciliśmy do Polańczyka i wybraliśmy się na obiadek. A przed obiadem, kupiłam "gniotka" :)
Po obiedzie wybraliśmy się nad jezioro. Oczywiście chciałam się pluskać. Mama zdjęła mi spodnie, a ja miałam nie zamoczyć bluzeczki, ale oczywiście to mi si nie udało :) W końcu - sukces - mama zdjęła mi też bluzeczkę i mogłam poszaleć w wodzie :)
A potem do późnego wieczora bawiłam się z dziećmi na placu zabaw i grałam z rodzicami w kometkę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz